fbpx

1/2 Stany psychosomatyczne

12.2023 Kontynuacja wątku „Main story”, jeśli liczysz na spektakularne zwroty akcji, mrożącą krew w żylakach historię, to się rozczarujesz. Będzie to raczej smutny wpis, zachowanie na poziomie dziecka i coś co dla mnie, na tamten moment historii, było totalnie niezrozumiałe. Tak to jest jak jest się wysoce wrażliwą osobą i nazbyt emocjonalną. Ale lubię to w sobie i nie będę tego zmieniał.

Z bananową nie łączyło mnie nic więcej niż znajomość w pracy. Niekiedy widywaliśmy się raz w tygodniu przez kilka minut, korpo w którym pracujemy jest dość duże, czasem ciężko jest na siebie trafić, więc nie jest to nic niezwykłego. Istnieje coś takiego jak dystans interpersonalny, którym zajmuje się przede wszystkim proksemika (nauka dotycząca zachowań niewerbalnych) w dużym skrócie wyróżniamy:

Strefa społeczna – 1,22 – 3,6 m. Taki dystans zachowujemy wobec osób obcych lub mniej znanych, np. podczas zakupów w sklepie.

Strefa osobista – 46–122 cm – odległość dzieląca nas od innych podczas przyjęć, w pracy, u znajomych. Utrzymanie jej oznacza, że osoby, z którymi się kontaktujemy, nie wywołują w nas uczucia zagrożenia lub niepokoju; zmusza też do nawiązania rozmowy.

Strefa intymna – do 45 cm wokół ciała (w tym 15 cm to strefa ściśle intymna) – jest uważana przez człowieka za jego osobistą własność i dlatego dopuszcza jej naruszanie wyłącznie przez osoby uczuciowo z nim związane. Określenie granic strefy intymnej jest sprawą indywidualną.

https://www.poradnikzdrowie.pl/psychologia/rozwoj-osobisty/przestrzen-osobista-prywatna-spoleczna-czym-sie-roznia-i-jak-nie-aa-TArG-bxJY-G9QS.html

Księżniczka nie przestrzegała żadnej z tych stref. Co ja pier…. sam ją tam wpuszczałem, ale im dłużej rozmawialiśmy tym krótsza odległość nas dzieliła, najczęściej kończyło się ocieraniem o nogę, przedramię i bark. Często nawiązywałem kontakt wzrokowy, zresztą oczy są zwierciadłem duszy. Były nienaturalne ruchy ciała i szczery, szeroki uśmiech, natomiast mi często zdarzało się nie pamiętać rozmów ze względu na emocje buzujące w środku. Sprawiało mi to odrobinę radości i wnosiło ciutkę kolorytu w moim smutnym i nudnym damsko-męskim życiu.

Od kilku lat na jesień do świąt Bożego narodzenia, żegnam się z używkami tj. alkohol, papierosy i intensywnie pracuję nad swoją sylwetką. Nie inaczej było ubiegłego roku. Bananowa księżniczka rozgościła się w moim wnętrzu na dobre, jestem marzycielem i mam świetną wyobraźnię, więc zdarzało mi się myśleć o niej intensywnie i niestety dość często. W międzyczasie miałem kilka nieodebranych połączeń na Messengerze w okolicach pierwszej i drugiej w nocy. Rano szybkie tłumaczenie „sorki ktoś mi się włamał na Messengera”. Luz totalny, przecież takie rzeczy się zdarzają. Olałem temat i nie traciłem na to czasu. Jak to w korpo, co roku mamy podsumowanie osiągnięć firmy, które organizowane jest w największym hotelu w naszym mieście. Jest to dość duże wydarzenie opiewające na 200-300 osób. Osobiście nazywam to „dożynkami”, wóda i jedzenie no limit i tańce. Czy potrzeba czegoś więcej do szczęścia? Mi nie. Jedyne co musiałem zrobić to nie zachorować, niestety w takim korpo nie jest to łatwe do zrobienia. Wystarczy, że jeden kurwa Jasiu przyjdzie z katarkiem do przedszkola i zarazi inne dzieci, więc zaraz jego stary i inni rozsiewają zarazki po całej firmie. Po chuj iść na L4? Szkoda pieniędzy, gdyż traci się nagrodę za dyspozycyjność i otrzymujemy 80% wynagrodzenia. Jestem niezłym hipokrytą, przecież sam tak robię xD. Dodatkowo niezmiennie jesteśmy straszeni przez media chorobą na pięć liter. Ujmę to tak, iż los mi sprzyjał. Pod koniec listopada zachorowałem, klasyka gatunku: antybiotyk, coś na gardło i ten suplement diety, aby nie być niewyraźnym. Do dożynek zostało kilkanaście dni, więc wszystko zmierzało ku dobremu. No niestety kurwa nie, całe 3 dni byłem zdrowy i znowu przypałętało się jakieś gó***. Objawy najpopularniejszej choroby w tym okresie. Podwyższona temperatura, osłabienie organizmu i wzrok jakbym miał ciągle kaca. Pomyślałem sobie – nic straconego, z reguły trwa to u mnie 10 dni, więc zdążę się wykurować. Planowo robiłem wszystko jakbym miał iść na to wydarzenie. Garnitur w pralni, fryzjer, jaja ogolone – przepraszam, to głupi, nieśmieszny żart. Oczekiwania względem księżniczki miałem dość duże, liczyłem minimalnie, iż przetańczymy wspólnie połowę wieczoru. Nadszedł dzień imprezy, choroba nie ustawała, wręcz czułem się gorzej i miałem 38,5 stopni gorączki (nie jestem z tych co umierają z taką temperaturą, normalnie chodziłem do pracy, zresztą kiedyś napisałem sprawdzian z geografii mając 40,5 stopni na 4 na szelkach). Wziąłem wolne, przespałem pół dnia licząc na cud, który nie nastąpił. Walka ze sobą „Iść czy nie iść”, wypiję 100 mililitrów i sprawdzę jak się będę czuł. Nawet to lekarstwo nie zadziałało. Koniec końców zwiększyłem dawkę do 250 ml, więc czułem już taką „banię”, że było mi wszystko jedno. Na miejscu pojawiłem się około 22. Przemykałem pomiędzy stołami niezauważony, ale nie mogłem znaleźć bananowej. Ktoś tam szepnął „Jest na fajce”, zszedłem na dół zapalić (po 3 miesiącach wróciłem do palenia). Patrzę, wychodzi. Podbiegam się przywitać „Siema, a co Ty robisz?”, odparła „Jestem zmęczona ostatnimi tygodniami, idę do domu, mogłeś napisać że będziesz”. Ja pierdolęęęę, w tym momencie przyznałem sobie tytuł „frajera roku”, biegałem wokół księżniczki przez tyle czasu pomagałem z czym mogłem, nawet nie w swoich obowiązkach. Zapierdalałem tam z 39 stopniami gorączki, podobnie jak wcześniej kilka razy wspomniała: „Musisz przyjść”. Rozczarowanie, wkurwienie, smutek to wszystko towarzyszyło mi w tym momencie. Oczywiście pod moją nieobecność zajął się nią śliski, ale nie mam pojęcia jak bardzo. Sam fakt tego wkurwił mnie wystarczająco, nie dopytywałem o szczegóły. Co prawda wieczór do momentu, który pamiętam wspominam dość dobrze, ale nie podołałem presji i poleciałem do „odcięcia”. Nie ma co więcej opowiadać o tej imprezie, zamiast pojechać do domu, oczywiście pojechałem świętować dalej. W barze zamówiłem 0.7, zrobiłem sobie drinka, po czym poszedłem zapalić. Na powrocie zamówiłem następne 0.7 (oczywiście zapomniałem, że zrobiłem to 10 minut wcześniej), a po 15 minutach pojechaliśmy do speluny na „balety”, byliśmy tam niecałe 5 sekund. Dlaczego? Nikogo tam nie było, na powrocie zjedliśmy kebsa i dobry duszek Marcel, odprowadził mnie do domu. Z Marcelem mam dużo wspólnych tematów jak i wspólne zainteresowania 🙂 Bilans? Pamiętałem 3 z 6 z godzin, bezsensownie stracone 300 zł w barze na 2×0.7, -3kg godności i przeleżałem cały weekend niemalże nie ruszając się z łóżka. Brawo ja, frajerem roku 2023 zostaje „Armando” xD.

Stan zdrowia nie zmieniał się mimo upływu dni. Nie było tygodnia, w którym nie byłem u lekarza lub nie robiłem badań. Doszedłem do momentu, w którym przychodząc do lekarza rodzinnego słyszałem: „Jak Pana widzę to już się boję”. Za namową lekarza rodzinnego zostałem skierowany na oddział zakaźny na kilka dni. Finalnie nic tam nie wykryli, karmili dobrze, mogłem wychodzić na papierosa, opieka prawie jak w Leśnej Górze. Przez dłuższy czas miałem salę tylko dla siebie. Lekarz rodzinny rozkładał ręcę 'Ja naprawdę nie wiem jak Panu pomóc, niech Pan spróbuje u innego lekarza”. Tak też uczyniłem, kolejne badania na coraz bardziej pojebane choroby, plus tego, że wszystkie miały wynik negatywny. Generalnie to był dramat, przez 3 miesiące budziłem się wykończony, doszły dreszcze, utrzymywała się podwyższona temperatura. Przez ten czas zjadłem tyle Orofaru i Fervexu ile przeciętny Polak przez rok czasu. Jeden jedyny dzień, w którym poczułem się „normalnie” – były moje urodziny. Poszliśmy do baru, ćwiknąłem 3 kieliszki, które nie zmieniły za bardzo mojego samopoczucia. Obowiązkowym punktem podczas moich urodzin były balety, na które tym razem to mnie namawiali. Strzeliłem 6 drinków w klubie, wytrwaliśmy do 4 rano, moi kumple sprawili mi dużo radości walcząc o względy samic przebywających w klubie. Mój stan oceniłem na 5+, ale tylko tego wieczoru, w poniedziałek jebłem L4. Bananowa nie złożyła mi nawet życzeń, a mijałem ją tego dnia. Taka wspaniała koleżanka…. Po dożynkach unikałem kontaktu, odpowiadałem krótko i oschle, zachowywałem się jak obrażone i rozkapryszone dziecko, ale powiedziałem sobie „koniec waflowania” radź sobie sama księżniczko. Wysłała mi email z pewnym zadaniem, którego nie miałem w obowiązkach i powtarzałem żeby sama sobie to robiła. Przecięliśmy się na hali wypaliłem „Na fajkę to wiesz gdzie iść, ale tam dupy Ci się ruszyć nie chce? Ja za Ciebie nie będę zapierdalał”. Fantastycznie, miałem ją z głowy, przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Mijając się wymienialiśmy chłodne „cześć” odwracając wzrok (po fakcie wiem, że dotknęła ją ta sytuacja i bardzo k**** dobrze…).

Nie myślałem, że tyle zajmie mi ten wpis. Podziele to na dwie części, następna wkrótce.

demon-girl-digital-art-4k-1024x640 1/2 Stany psychosomatyczne

Share this content:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *