Zaczynamy „main story” tego bloga, powiedzmy że od tego wszystko się zaczęło. Zapinajcie pasy, jeńców nie biorę. Być może będzie za mocno, ale to moje, prosto z serca. Na wstępie dodam, że święty nie jestem i dziś wiem, że nie powinienm robić z siebie ofiary. Nie było mnie tam? No pewnie, że kurwa byłem. Nie stawiałem żadnych granic to teraz zbieram z tego żniwa. Ten wpis nie ma na celu obrażania kogokolwiek, są to po prostu moje przeżycia i odczucia.
Femme fatale, demon a może jednak anioł, ni chuja na pewno nie anioł. Jest jak huragan: rozpierdala wszystko i wszystkich na swojej drodze wywracając wszystko do góry nogami, nawet siebie. Działa bez planu. Kompletnie nie wie kim jest i czego chce od życia. Podobnie zresztą jak ja. Można by rzec „Trafił swój na swego”, jak takie dzieci we mgle. Bez wrogów jej życie byłoby nudne i smutne. Podobnie jak ja musimy mieć skrajności i to ekstramalne, aby zaspokoić swoje ego. Na potrzeby tego wpisu nazwe ją „Bananową księżniczką”.
Pracujemy w tym samym miejscu od dwóch lat. Kontakt mieliśmy zawsze dobry, nawet nie wiem skąd. Tak po prostu wyszło. Jako ciekawostkę dodam, że nie należy do najmilszych osób. Miła to oksymoron w jej przypadku. Jako kobieta mi się nie podobała, totalnie nie mój typ urody. Traktowałem ją raczej jako „ziomeczka” z roboty niż obiekt westchnień. Szczerze to za bardzo nie jestem w stanie przypomnieć sobie jakichś wcześniejszych wydarzeń związanych z osobą Bananowej księżniczki.
14.07.2023 – pewna ślicznotka zorganizowała imprezę urodzinową. Z reguły miałem sceptyczne podejście do wyjść firmowych, nie inaczej było tym razem. Jednym z powodów sceptycznego podejścia był mój brak pohamowania w ilości pitego alkoholu na takich imprezach. Co zwyczajnie skutkowało teleportem (teleport jest to obudzenie się w swoim łóżku i kilkugodzinny zanik pamięci) i wstydem, niekiedy utratą godności. Jednakże Bananowa księżniczka od poniedziałku do piątku codziennie przypominała mi o tym wydarzeniu i prosiła, abym przyszedł. Nie zawracałem sobie tym głowy i nie rozkminiałem o co jej chodzi. Start imprezy był na 18:00. Powiedzmy, że taką moją metodą na brak zaniku pamięci jest późniejsze przyjście na imprezę. Zrobiłem trening na siłowni, na miejscu byłem około 19:30. Większość była już w „dobrym stanie”, w międzyczasie bananowa księżniczka napisała „Mam nadzieję, że przyjdziesz, nie będę cię więcej namawiać, ale czekamy”. Na potrzeby tej historii dodam, iż tego dnia wybuchła gruba afera w pracy. Ktoś próbował „coś” wynieść z firmy., czego skutkiem miałoby być wyrzucenie z pracy uczestników owej afery, między innymi jegomościa o pseudonimie „śliski”, który również był na tej imprezie. Śliski to typ osoby, która od kilku lat pierdoli, że się co miesiąc zwalnia i idzie na „swoje”. Wpadam do lokalnego baru, jak zawsze zostałem miło przywitany. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale bananowa przyszła się przywitać i mnie przytulić, na powitanie obdarzając mnie również hojnym uśmiechem. I tylę ją widziałem, usiadłem daleko, gdyż tylko tam było wolne miejsce. Śliski zrobił z siebie ofiarę i wielkiego kurwa męczennika. A bananowa była zbyt zajęta pocieszaniem „płaczka”. Około 22-23 opuściliśmy lokal i udaliśmy się na imprezę plenerową. Trochę wkurwiony czekałem, aż bananowa wyjdzie z lokalu i jej wygarnę po co mi zawracała cały tydzień głową, a zamieniliśmy ledwo dwa zdania ze sobą. Księżniczka wyszła z lokalu i mówi do mnie „Daj rękę”, odparłem „co?”, „Schwyć mnie za rękę”. W głowie miałem lekki mindfuck co tu się dzieję, ale nie protestowałem. Bananowa księżniczka jest zresztą szczęśliwą mężatką. Na plenerówkę podwiozła nas dobra duszyczka. Ze względu na mocny stan upojenia alkoholowego śliskiego. Śliski siadł z przodu, my z bananową z tyłu. W samochodzie księżniczka poprosiła jeszcze o drugą rękę i przytuliła się do mnie tak, że nie mogliśmy się od siebie odkleić. Wewnętrznie triumfowałem, bo śliskiego chuj strzelał z tego powodu i prawie płakał.
Dojechaliśmy na miejsce, reszta ekipy już tam była. Niezmiennie bananowa przyklejona do mnie jak poxipol do ściany. W głowie miałem wyrzut wszystkiego co się dało: serotonina, dopamina, endorfiny. Dostałem to czego od lat mi brakowało: BLISKOŚCI. Od lat jestem singlem, w Polsce powiatowej tinder nie jest najlepszą opcją. Te same osoby od 5 lat, popularność na poziomie runa leśnego. Nieskromnie dodam, iż niczego mi nie brakuje: wysoki, czarujący, zabawny, sylwetka lekko powyżej przeciętnej, mam dobry styl. Podczas upałów lekarze zalecają pić minimum trzy litry płynów dziennie. Zgodnie z tym udaliśmy się do baru. Kolejka długa, trochę mineło zanim zostaliśmy obsłużeni. Niezmiennie bananowa przyklejona do mnie, ale trochę ją poniosło. Ludzi pełno, również z firmy. Bananowa ręką dotyka moich miejsc intymnych, bez zastanowienia odrzuciłem jej rękę. Jednak jakąś granicę postawiłem…
Wieczór trwał w najlepsze, dużo rozmawialiśmy, ale nie pamiętam o czym. Pewnie ogólnie o życiu. Śliski nie odpuszczał, biegał jak poparzony, chyba go coś swędziało. Śliski z bananową trochę tańczyli, a później gdzieś znikali. Grupa zaniepokojona brakiem obecności bananowej, wysłała mnie na poszukiwania. Nie długo musiałem ich szukać, tylko rozmawiali. Gdy pojawiałem się w promieniu kilku metrów Śliski od razu szedł w odstawkę. Nie byłbym sobą jak bym nie opierdzielil bananowej „Gdzie ty biegasz… i to jeszcze z nim….”. Ponownie szliśmy za rękę po czym bananowa wypaliła „Wiesz, że Cię kocham”, „Mój mąż jest o Ciebie bardzo zazdrosny” mówiła to ocierając się o mnie i ponownie kierując dłoń w miejsce w które nie powinna. Nic nie odpowiedziałem, nawet nie pamiętam co czułem. Strzelam w ciemno, że to był moment w którym przedostała się przez mój pancerz, głęboko do środka, gdzie od lat nikogo nie wpuszczałem. Znalazła małą szczelinkę i rozgościła się w niej na dobre. W trosce o bananową kupiłem jej wodę i zabrałem alkohol, ale nie słuchała. Nie będę nikogo pilnował na siłę, każdy z nas podejmuje swoje wybory, mniej lub bardziej świadome. Koniec imprezy, odwiozłem taksówką bananową do domu, pomogłem wejść pod same drzwi mieszkania. A ja poszedłem dalej w balet. Następnego dnia zero tematu o wczorajszych wydarzeniach, krótkie dziękuję za odwiezienie do domu. Dodała jeszcze wzmiankę, że jutro ma rocznicę ślubu ze swoim mężem. Zmieszało mnie z jaką łatwością to powiedziała, ale w sumie czego miałem się spodziewać. W poniedziałek w pracy poszedłem do księżniczki się przywitać, powiedziałem zwykłe „Dzień dobry”. Bananowa z delikatnymi łzami w oczach odpowiedziała: „Gniewasz się na mnie? Dlaczego tak oficjalnie”, odparłem: „To zwykłe dzień dobry, jest wszystko ok” – bo tak było. Aczkolwiek jak sięgnę pamięcią Bananowa księżniczka unikała mnie przez najbliższy miesiąc i zachowywała się dziwnie w moim towarzystwie.
Jeśli dotarłeś/aś do końca to pragnę jeszcze dodać, Bananowa nie zrobiła nic, po prostu była i samą swoją obecnością popchnęła mnie do zmiany swojego życia. Rok 2023 był pierwszym w którym zgromadziłem wreszcie jakiekolwiek oszczędności, wyremontowałem pokój. Prace remontowo-budowlane przychodzą mi najciężej, zrobiłem kawał świetnej roboty z czego jestem dumny. Po raz pierwszy od kilku lat pojechałem na wakacje, zapisałem się na studia, schudłem 11kg, poważniej zacząłem pracować nad swoją sylwetką, zapisałem się na kick-boxing, zainwestowałem w krypto waluty. Muszę dodać, że robiłem to dla siebie, ale ona mnie w jakiś sposób do tego popchnęła. Kiedyś służbowo pojechaliśmy na zakupy, oschle mówiłem o swojej mamie. Bananowa zwróciła mi uwagę: „Jak tak możesz mówić o swojej mamie, przecież nosiła Cię pod własnym serduszkiem”. Tego dnia nie miałem żadnej refleksji na ten temat, ale później zmieniłem swoje nastawienie do mamy o 180 stopni. Wystarczyło jej jedno zdanie, a może jednak anioł, a nie demon….
Share this content: