Golden eleven
Wielkanoc, nieodłączną tradycją od około dwudziestu lat wraz z kumplami chodzimy święcić jajka, mamy już nawet swoje stałe miejsce. Niestety w ubiegłym roku przerwałem tą cudowną passę, nie miał mi kto przygotować koszyczka, a byłem zbyt leniwy by zrobić to samemu. W tym roku tradycja powróciła, powoli otwierałem się na nowe rzeczy, fizycznie wracała normalność i setaloft zaczął działać, chociaż tym razem nie pokładałem w nim większych nadziei. Na pewno nie miałem poczucia: „We mnie tyle szczęścia, ile zmieści się w tabletce”. Powoli zaczynała się moja transformacja -z dziecka w dorosłego chłopa. Póki co objawiało się to tym, iż zachęcałem wszystkich znajomych do medytacji. Rzucałem hasłami jak jakiś mędrzec czy sensei. Zaczęliśmy się śmiać, że zaraz otworzę swój klasztor i będę nauczał.
Święta te były dla mnie niezwykle wyjątkowe, Po raz pierwszy od siedmiu lub ośmiu lat spędziłem ten czas z rodziną od strony mamy. Zawsze spędzałem je z babcią, ciocią i wujkiem od strony ojca. Święta zawsze wyglądały tak samo, ja lubię alkohol, wuja również, więc się dobrze dogadywaliśmy. Niestety ciocia z babcią były mniej uradowane z tego powodu, teraz rozumiem dlaczego. Święta to nie dożynki, tylko wyjątkowy czas. Z wujkiem lecieliśmy za mocno, czasem dołączał do nas mój ulubiony kuzyn, ale rzadko ze względu na fakt emigracji z naszego pięknego kraju. Uwielbiam spędzać czas ze swoim kuzynem, mega imponuje mi jego luzacki styl bycia, gdzie nie pójdzie to pełno znajomych, chociaż w tym mam podobnie. Ale największy luz ma w zagadywaniu do kobiet, mi tego brakuje, bo kurwa ciągle trafiam na niewłaściwe, co zakopuje się w mojej podświadomości. Ale wszystko da się uzdrowić.
Wracając do świąt, po raz pierwszy spędziłem je również z mamą i z siostrą, z którą nie rozmawiałem przez kilka lat. Tak się stało, iż któregoś dnia podczas mojej słabszej dyspozycji przemówiliśmy do siebie i powolutku jakoś się to rozwijało. Śniadanie typowe jak w każdym polskim domu, więc nie ma co tu się nad tym rozwodzić. Po posiłku wraz w wujasem i kuzynem poszliśmy na cmentarz zrobić szybką rundkę po grobach. Po powrocie wspólnie pomagaliśmy przygotować obiad. Ja tarłem buraki… Nakryłem do stołu, dołożyłem się do świąt. Wreszcie coś zrobiłem, a nie jak zawsze przychodziłem jak dzięcioł na gotowe. Ogromne podziękowania dla babci, która ściągnęła prawie całą rodzinę. Dawno nie siedzieliśmy wszyscy wspólnie przy jednym stole. W tym okresie już regularnie uprawiałem sport, nawet nie na 50%, a już na około 70-80%. Zawsze będę powtarzał, że sport to jeden z najważniejszych aspektów mojego życia. Darmowe endorfiny plus praca nad sobą zawsze daje dobre rezultaty. Tak tak, siłownia to też praca nad sobą, co prawda zewnętrzna, ale zawsze praca. Po obiedzie grzecznie zapytałem babci czy mogę odejść od stołu aby skorzystać z dobrej pogody i pójść na rower, gdyż chętnych na spacer nie było. Aaaa i były to święta również bez powodujących szumu w głowie substancji.
To był również okres w którym czułem się trochę wyobcowany, powoli ludzie nie rozumieli, co ja do nich pierdolę… Szczerze, to głównie rodzina patrzyła krzywo, wśród znajomych miałem dużą akceptację mimo braku zainteresowania takimi tematami jak: rozwój osobisty, medytacja i duchowość czy psychologia. To był okres, w którym dzięki uprzejmości „Mistrzowskiej 11”, usłyszałem o ustawieniach systemowych. Podobnie jak z medytacją na początku byłem sceptycznie nastawiony, ale zawsze ciągnęło mnie do niekonwencjonalnych rozwiązań. Na pierwszy rzut oka, takimi wydawały się ustawienia metodą Berta Hellingera. Szybciutko obejrzałem wywiad z Panem Damian Janus – cz.1/2 – Wprowadzenie do metody ustawień B. Hellingera [Rozmowy Virgo #2] . W największym skrócie „11” opowiedział mi, że to co przechodzę nie jest moje i dźwigam nie swoje ciężary. Jako kompletny laik nie wiedziałem kompletnie o co chodzi, ale to się szybko zmieniło. Na dzień dzisiejszy jest od chuja ludzi, którzy robią ustawienia systemowe. Ale nie każdy robi je dobrze, kurs kosztuje kilka tysięcy polskich złotych. Bez szerszej wiedzy można narobić więcej szkód niż pożytku. Jak to ja, chciałem na JUŻ i przede wszystkim online. Jak pamiętacie przez porywczość i brak cierpliwości, nie miałem szczęścia co do specjalistów. Poświęcałem maksymalnie dwie minuty na szukanie interesującego mnie specjalisty. Tu będzie spoiler, tym razem było inaczej i trafiłem w dobre ręce, nareszcie czułem się zaopiekowanym. Wybór padł na https://systemica.pl/, zresztą Anie Czajkowską znajdziecie w zakładce polecane. Długo nie musiałem czekać, za około trzy tygodnie miałem termin sesji online.
Czasu miałem dużo, niczym „tryhard” zgłębiałem wiedzę na temat ustawień systemowych. Najczęściej pojawiała mi się postać Pani Izy Kopp-Pietrzak, której dużo materiałów jest ogólnodostępnych za darmo. Pod względem wyświetleń i liczby lajków jest to najbardziej popularny terapeuta od ustawień systemowych w Polsce. W tym czasie uczęszczałem również na psychoterapię. Zacząłem „grzebać” w przeszłości i szukać odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie: „Dlaczego to się stało?”. Nie jest to przyjemny proces, grzebiesz we wspomnieniach, których nie chcesz pamiętać, aczkolwiek jest to niezwykle konieczne. Bardzo pomocny okazał się film na youtube: OCZYSZCZANIE PODŚWIADOMOŚCI / MEDYTACJA PROWADZONA / ĆWICZENIE TRANSOWE / KONTAKT Z PODŚWIADOMOŚCIĄ. Podobnie jak Anię, Pana Mediteusza znajdziecie w zakładce polecane. Niemalże automatycznie wybrałem swoją podświadomość jako siebie z dziecięcych lat. Mała, niewinna i słodka istotka, którą muszę się zaopiekować. W pokoju, w którym przebywało moje „ja”, był ogromny bałagan i śmierdziało fajkami. Wyrzuciłem niepotrzebne rzeczy, otworzyłem okno i przytuliłem małego siebie, który był przestraszony i osamotniony. To wszystko działało, a co najważniejsze? Moja determinacja nie ustawała. Z reguły potrafiłem się motywować do regularnej pracy, ale krótkoterminowo. Lekki spoiler, trwa to do dziś. Rozpiera mnie duma z tego powodu, walczcie o siebie samych, nikt za was tego nie zrobi. Pamiętajcie również o swoich potrzebach, zawsze! Nie uwierzę, że nie znajdziecie choćby trzydziestu minut dziennie na swoje pasje, zainteresowania lub hobby.
Nie pamiętam dokładnie kiedy, ale jakoś w tym okresie, podczas jednej z wizyt u Jezusa w Poznaniu, mój mentor rzucił do mnie hasło, może to jest Twój bliźniaczy płomień. Co to kurwa jest?! W największym skrócie jest to jedna dusza podzielona na dwa ciała, gdy na swej drodze spotyka się bliźniaczy płomień ma to służyć ogromnemu wzrostowi, szczególnie duchowemu. Ja wzrastałem w każdym aspekcie życia: emocjonalnym, mentalnym, rozwojowym, fizycznym i duchowym. Co prawda tak samo uwielbiałem jak i nienawidziłem koncepcji tych pierdolonych bliźniaczych płomieni. Mocno się to za mną ciągnęło, na koncercie możecie zobaczyć na zdjęciach. W radiu nie puszczana od dawna piosenka Eminem feat Rihanna „Love the way you lie”, gdzieś jeszcze były te ognie, ale kij w to. Google aż płonął od szukania liczniejszych informacji na ten temat. Robiłem jakieś śmieszne testy, chyba Kinezjologiczne, polegało to na tym: „Stoisz wyprostowany, wypowiadasz „Moje ciało, za chwilę wypowiem stwierdzenie, jeśli to stwierdzenie jest poprawne, przechyl mnie wyraźnie siłą do przodu, jeśli to stwierdzenie jest nieprawdziwe(fałszywe) przechyl mnie wyraźnie siłą do tyłu. Wypowiadam stwierdzenie: Imię i nazwisko to mój bliźniaczy płomień/ bratnia dusza”. Kurwa jebana mać, przechyliło mnie do przodu… Z bratnimi duszami jestem w stanie uwierzyć, że to działa, ale z twin flame ni chuja i nie uwierzę. Jest jeszcze inny test. Metoda “O-kręgu”. Można ją stosować samemu. Należy ściśle złączyć kciuk i środkowy palec jednej ręki w ten sposób, aby uzyskać kształt przypominający literę “O”. Następnie lekko zgięty palec wskazujący drugiej dłoni próbuje je rozłączyć. Już sobie wyobrażam jak w domach przechylacie się do przodu i cieszycie się sami do siebie.
Wracając do tematu wyobcowania, najmniej wsparcia dostałem od osoby, która miała najwięcej wspólnego z ogólnymi tematami związanymi z psychologią i leczeniem. Miałem głowę pełną pomysłów, w końcu mam nieograniczoną wyobraźnię i wreszcie korzystałem z niej do wyższych celów. Najczęściej słyszałem: „Co Ty znowu wymyśliłeś, jezuuuu, czy Ciebie już do końca odkleiło?”. Nie muszę pisać jakie towarzyszyły mi emocje, gdy to słyszałem. Największe wsparcie otrzymałem od 'Mistrzowskiej 11/ Golden eleven” i „Admirała”, byli również inni, ale wymieniałbym tu liczne grono osób i musiałbym wymyślać nowe pseudonimy xD. Był i dojebany plot twist w historii z bananową. Co prawda to nie jest moje, ale dla dobra opowieści napiszę co się odjebało. Jak to w korpo, najliczniejsze i najciekawsze spotkania są na piątym piętrze przy ekspresie do kawy, nie ma w tym nic dziwnego, obok jest chill room z Play Station i FIFĄ. Nie, nie, u nas kawa nie jest tylko dla zarządu, jest również dla Areczka. Pocztą pantoflową dowiedziałem się, że zakomunikowała swojemu przełożonemu Andrzejowi: „Wraz z mężem postanowiliśmy, że będziemy starać się o drugie dziecko”.
Co kurwa?! Miesiąc po tym jak mi ponownie wyznajesz miłość i pierdolisz o byciu razem, robisz coś takiego? Przecież to jest kurwa chore, chociaż nie powinienem być tak surowy, to było zwyczajnie ludzkie – życie pisze najlepsze scenariusze. Trochę działałem już z ustawieniami na własną rękę, postanowiłem przestać uciekać i chować głowę w piasek jak miałem to w zwyczaju robić. Dobra, piszę do niej „Ja już nic nie rozumiem”, cisza, brak odpowiedzi. Aby nie być natarczywym postanowiłem wysyłać jedną wiadomość dziennie. „Proszę Cię o jedną krótką rozmowę”. „Daj mi spokój nie chcę z Tobą rozmawiać” – nie było zachęcające, ale chuj miałem się nie poddawać i spróbować trochę powalczyć. Jako ostatni żyjący romantyk wytoczyłem ciężkie działa, napisałem: „Skłamałem pisząc, że nic od Ciebie nie chcę… Chcę CIEBIE„. „A ja Ciebie nie” – to chyba nie było te „Nie” u kobiet, które oznacza tak albo postaraj się bardziej. Przypomniałem o rozmowie na schodach, po czym otrzymałem wiadomość: „Kłamałam by sprawdzić reakcję… jestem straszna” – ała, boli i to mocno, aż mnie przeszyło w klatce piersiowej. Później prowadziłem monolog sam ze sobą, księżniczka podzieliła się ze mną radosną nowiną o staraniu o dziecko. W sumie to miło z jej strony. Nie mogłem się z tym pogodzić, straciłem już całą nadzieję. Jak wiadomo nadzieja umiera ostatnia i umarła tego dnia we mnie.
Niedziela, godzina 20:17, co prawda następnego dnia miałem sesję ustawień systemowych. Ale tak mnie zaciekawił ten materiał OBFITOŚĆ. Otwórz się na nią dziś w czasie nowiu., że postanowiłem wykonać to ćwiczenie. Jak to ja, obfitość na 100% zysków, nikt mi nie zabierze mojego niepoprawnego optymizmu. Położyłem się wcześniej spać i zacząłem powtarzać swoje wymyślone formułki do podświadomości. Leżąc w łóżku moje ciało zaczęło się napinać w okolicach żołądka, było to intensywne, ale nie bolesne. Jakbym robił serię brzuszków z tymże bez mej woli. W filmie tym był taki moment, gdzieś was dzisiaj podświadomość poniesie i gdzieś was zaprowadzi… Jakby zaczęło coś mną sterować. Myśl, że zaraz bananowa napisze była zapętlona jak ulubiona piosenka na winampie. Ubrałem się ładnie i poszedłem po fajki, ale nie do najbliższego sklepu. Nogi ciągnęły mnie dalej. Poszedłem na CPN oddalony około 7 minut drogi od mojego mieszkania. Stoję w kolejce i co? Słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości. O kurwa to działa, to niemożliwe.. Podekscytowany wyciągam telefon, dostałem wiadomość…. Ale od męża bananowej księżniczki
Share this content: