Praca nad sobą dawała rezultaty. Medytacja, muzyka relaksacyjna, książka trening intelektu, sport i najważniejsze, wciąż odwiedzałem Jezusa, który był jak mój przewodnik. Był pierwszą osobą napotkaną na mej drodze, która miała realny wpływ na poprawę mojego zdrowia fizycznego i psychicznego. W międzyczasie babcia zaprosiła mnie na niedzielny obiad. Mogę dodać, że zaniedbałem relacje rodzinne z babcią, zupełnie nie wiem z jakiego powodu. Nie ma lepszego obiadu, niż domowy zrobiony przez babcię. Zawsze będę powtarzał, że jestem prostym człowiekiem. Nikogo nie powinno dziwić, że moim ulubionym daniem jest: filet z piersi kurczaka, ziemniaki (skrobia jest najważniejsza!) i mizeria. Razem z babcią mieszka mój ulubiony wujek i kuzyn. Szybko sobie przypomniałem, że dobrze spędza nam się czas we wspólnym gronie. Wuja jest mistrzem nieśmiesznych żartów typu: „A słyszałeś jak Małysz wleciał w linie wysokiego napięcia?”. Generalnie ma dobre poczucie humoru, ale czasem rzuci coś, co wywołuje bardziej konsternację niż śmiech. Tak się złożyło, iż na obiadach zacząłem bywać regularnie, wręcz babcia kazała mi przychodzić co tydzień. Po obiedzie chodziliśmy na spacer, pograć w piłkę czy inne różne aktywności. Wuja raz zabrał nas na lody. Z obiadami jest jedna komiczna sytuacja, a mianowicie babcia prawie „pokłóciła” się z moją mamą, gdzie mam przyjść na obiad. „Ty się nie wpierdzielaj, na obiad przychodzi do nas! Chłopacy się świetnie dogadują, lubią spędzać razem czas i się nie wtryniaj”. Ehh tyle bezinteresownej i bezwarunkowej miłości o której totalnie zapomniałem. Tyle ciepła dawno nie dostałem, byłem im wszystkim ogromnie wdzięczny. Energia męska jest nastawiona na dawanie. Od czasu do czasu kupiłem babci mały upominek, dołożyłem się do obiadu, czy zamówiłem jedzenie. Chociaż tyle mogłem zrobić.
Był to bodajże czwartek, miałem podłączyć bananową do ActiveDirectory, trochę było przy tym pracy więc spędziłem w jej towarzystwie około godziny. Niewiele pamiętam z tej rozmowy, gdyż dawałem się ponieść emocjom i działałem na autopilocie. Pamiętam mały fragment rozmowy w którym, wypaliła coś w stylu: „O co te pretensje, jakby to był problem w ogóle, że żyję.”, potraktowała zbyt dosłownie słowa które powiedziałem. Powiedziałem również: „Tak naprawdę, nigdy nie byłem chory, wszystkie moje objawy były somatyczne czyli wywołane w mojej głowie”. Chyba dostałem wyrzutu endorfin po tej wizycie i latałem jak skowronek. Na weekend przyjechał jeden z moich najlepszych przyjaciół. Tak się dobrze czułem, niesiony na skrzydłach miłości, że postanowiłem zorganizować wspólne wyjście z kumplami. Wieczór zaczęliśmy w barze od piwa i pizzy. Była to połowa marca, więc zaczynało się robić cieplej na dworze. Poszliśmy w plener, po drodze odwiedziliśmy sklep monopolowy, kupiliśmy po małym zestawie pomniejszonym, czyli piwko i 100 mililitrów smakowej wódeczki. Sprawdzam telefon, godzina 23. Bananowa dzwoń, to Twoja ulubiona godzina. Myślami byłem wciąż przy niej. Zaczynało robić się zimno, więc najwytrwalsi przyszli do mnie na chatę. Miałem w barku zakitraną butelkę whisky. Przypaliliśmy małe co nieco, nie jestem fanem, ale tego wieczora weszło znakomicie. Godzina 1:30: „Chłopaki nie chcę was wyganiać, ale czas spierdalać”. Jeszcze chwilę posiedziałem na kompie, odpaliłem messengera. Bananowa była online. Ustawiłem status na aktywny, w myślach wypowiedziałem stanowcze „Dzwoń!”. Kurwa, po 5 minutach księżniczka zadzwoniła na messengerze. Mój stan określiłbym jako lekka a średnia bombka od alkoholu.
Generalnie ta rozmowa to rozpierdol, całą tą sytuację można określić jako chorą, pojebaną albo przestać być tak surowym i określić to najzwyczajniej jako „ludzkie”, przecież życie pisze najlepsze scenariusze. Takiego biegu wydarzeń nie było nawet u Paulo Cohello, Dlaczego Ja i w Trudnych Sprawach razem wziętych. Zresztą mam bardzo bujne życie i wiele różnych oryginalnych wspomnień.
Odebrałem połączenie, przez najbliższe dwie minuty nic nie rozumiałem, mówiła tak bardzo niewyraźnie. Mów wolniej i drukowanymi, nie jestem w stanie Ciebie zrozumieć.
BK: Czy to wszystko moja wina?
Ja: Ale co?
BK: Twoje zdrowie, to wszystko co się z Tobą dzieje.
Ja: To wszystko to moja wina, ale związane z Tobą.
BK: Mów prawdę! Kłamiesz.
Ja: Nie kłamię…
BK: Mów prawdę bo zaraz wsiądę w samochód i przyjadę do Ciebie! (Od siebie dodam, była w stanie, w którym prowadzenie samochodu było ostatnią rzeczą którą mogła zrobić.
Ja: Po co Ty chcesz przyjeżdżać jak mieszkamy 400 metrów obok siebie…
BK: To przyjdź tu.
Ja: Gdzie?
BK: Przyjdź do mnie.
Ja: No dobra za 5 minut będę, tylko się ubiorę.
Ubrałem jej ulubioną bluzę i poszedłem do jej mieszkania. Nie wykazałem się bystrością umysłu i o drugiej w nocy zadzwoniłem domofonem, przez co obudziłem jej dziecko. Wszedłem na górę, zaprosiła mnie do środka. Jej dziecko głośno płakało. Bananowa powiedziała coś, co wprawiło mnie w osłupienie: „Połóż się obok mojego dziecka i je przytul, zna Cię. WTF?! Nigdy w życiu nie widziałem dzieciaka na oczy, co ona pierdoli? Wszedłem do pokoju, Kaszojadek zaczął płakać jeszcze mocniej i chować się pod kocem. Od razu się wycofałem, ni chuja, to dziecko się mnie boi. Odparłem: „Czekam w przedpokoju”. Widok płaczącego dziecka śnił mi się kilkukrotnie. Uspokoiła młodego i ponownie położyła go spać. Przyszła do mnie i mówi: „Chodź położymy się do łóżka”. Kurwa mać, drugie WTF?! A mięło dopiero 5 minut. Nie ma opcji, nie idę z Tobą do łóżka i dla dobra Twojego dziecka nie będę przebywał w tym mieszkaniu. Nie powinienem w ogóle tam przychodzić, ale chuj mleko już się rozlało. Chodź na klatkę schodową. Usiadła mi na kolanach i zaczęła powtarzać, że wszystko to jej wina. Powtarzałem te same słowa co poprzednio, ale nie słuchała i powtarzała swoją kwestię jak mantrę. Po kilku minutach na klatkę z płaczem wybiegł jej dzieciak, znowu płacząc. Spierdoliła mi się z kolan, pomagałem jej wstać. Drugi raz traumatyczny widok płaczącego dziecka, który zapamiętam na długo. Czekałem na klatce, aż położy go spać. Wróciła na schody, tym razem usiadła obok i trzymaliśmy się za ręce.
Ja: Dzisiaj znowu myślałem o Tobie kilka godzin…
BK: Kilka? Ja myślę o Tobie cały czas!!!
Ja: Pamiętasz co mi powiedziałaś na ostatniej imprezie?
BK: Tak, że Cię kocham.
Ja: Myślałem, że nie pamiętasz.
BK: Pamiętam, zresztą Kocham Cię od zawsze…
Ja: co?
BK: No tak od zawsze, od momentu kiedy Cię poznałam… – tu nastąpiło trzecie WTF?!
Ja: Ja też Cię kocham perełko.
BK: Już dawno bym z Tobą była, gdyby nie to, że powiedziałeś „Nie biorę kobiet z kaszojoadami” – kiedyś mi się wymskło takie zdanie. Kaszojad jest to pieszczotliwe określenie na dzieci, nie ma w tym żadnego negatywnego nacechowania. Czwarty raz WTF?! Ja pierdolę, ale jestem szczęściarzem, ona jest taka słodka i urocza. Moje marzenie o założeniu rodziny jest na wyciągnięcie ręki. Czekaj, czekaj kowboju, przecież ona ma już Rodzinę. O tyle, o ile dla niej zrobiłem wyjątek i nie przeszkadzał mi fakt, że ma dziecko, nawet jej powiedziałem, że wziął bym ją z dziesiątką dzieci. Oczywiście mnie poniosło, jedno jest ok. O tyle mąż stanowił lekki problem. Lekki, no kurwa duży…
BK: Dla Ciebie staram się usamodzielnić, żeby nie zawracać Ci głowy z każdą pierdołą. Przy Tobie czuje się tak dobrze i bezpiecznie, zawsze dbałeś i dbasz o mnie.
Ja: Wiesz, podczas tej imprezy nie zawsze Cię pilnowałem, robiłaś różne rzeczy.
BK: Ale jak byłeś przy mnie to się mną opiekowałeś, odwiozłeś mnie do domu, odprowadziłeś pod same drzwi. Kurwa, ale emocje, pisząc czuję jakbym przeżywał to na nowo, cały się trzęsę.
BK: Chciałabym, aby wrócił mój mąż, stanął w progu i powiedział: „Zdradziłem Cię” – miałabym pretekst żeby odejść. Nie kocham go, jestem z nim tylko ze względu na dziecko. Opowiadałam Ci moje doświadczenia…
Ja: Mimo, że Cię kocham, niczego od Ciebie nie oczekuję – oczywiście to było kłamstwo, chciałem JĄ.
BK: Mój mąż Cię zabije, za to że tu przyszedłeś.
Ja: Chuja mi zrobi.
BK: Ja już nie mam siły tak żyć, mama mówiła: „rzuć to wszystko i wracaj do Krakowa”, wyjedziesz ze mną?
Ja: Pewnie, że tak – kurwa znowu skłamałem, nie rzucę wszystkiego i tam nie pojadę…
Paliliśmy papierosa za papierosem, źle się poczuła i pobiegła do toalety, trzymałem jej włosy. Po spowiedzi przy „porcelanie” znowu padło: „Chodź się położymy”. Nie nie nie, wracamy na klatkę.
Ja: Kto to jest Ryszard? Jak dzwoniłaś ostatnio w nocy, miałaś taką notkę na messengerze. Telefon sam nie dzwonił jednak?
BK: No nie dzwonił sam… Ryszard to mój chrzestny, on wszystko wie, o Tobie również…
Ja: Aha…
BK: Nie mogę Ci dać tego czego oczekujesz..
Ja: Przecież powiedziałem, że nic od Ciebie nie chcę.
BK: Nie mogę nawet dać tego swojemu mężowi…
BK: Chcę być z Tobą, ale nie mogę… – ja już nic nie rozumiałem, taki rollercoaster to za dużo… Chcę być, nie chcę być. Bilans był 3x na tak i 4x na nie.
BK: Kocham kogoś innego.
Ja: Kogo?
BK: W dniu mojego ślubu, świadek męża, wyznał mi miłość – najszczersze gratulację dla świadka, jesteś fantastycznym gościem i świetnym przyjacielem swojego kumpla xD Ja przynajmniej chłopa na oczy nie widziałem. W jakie uniwersum ja się właśnie wpierdoliłem…
Ja: Naprawdę go kochasz?
BK: Sama nie wiem kogo kocham – bez pożegnania wróciła do mieszkania.
Przecież nie będę tu siedział, wracam na chatę, ledwo przekroczyłem próg mieszkania, zadzwonił telefon. Dzwoniła bananowa: „Gdzie Ty jesteś”, „Jak to gdzie, wróciłem do domu”, „Myślałam, że wrócisz….” – zwyczajnie miałem dość… Pewnie nie zaskoczę was, iż nie zmrużyłem oka tej nocy. Wywołała we mnie największe emocje i uczucia. Następnego dnia żyłem powietrzem. Czar szybko prysł. Otrzymałem wiadomość: „Zapomnij o tej rozmowie, to było karygodne i nie powinno się nigdy wydarzyć. Najważniejszy jest i będzie dla mnie mój syn”. To świetnie, nie potrzebuję być najważniejszy dla Ciebie, drugie miejsce też będzie spoko. Zapomnij o tej rozmowie. „Nigdy tego nie zapomnę, to była najszczersza rozmowa jaką odbyłem…”
Rozjebało mnie to psychicznie momentalnie, szybko załatwiłem sobie urlop. Napisałem do koleżanki z HR’u: „Poproszę dwa dni wolnego”. W odpowiedzi dostałem: „Coś się stało?”. Wymieniliśmy kilka wiadomości i pękłem, znowu pękłem. Skromna osoba tej koleżanki działa kojąco na moje nerwy i wiem, że mogę jej ufać. Przez 4 dni prawie nic nie jadłem i nie spałem. Nie wspomnę jak zareagowały moje jelita. Po powrocie do pracy spotkałem bananową. Kurwa mać zero tematu, jak ona to robi? Ja ledwo stoję na nogach, a ona nietknięta. Kurwa co to jest za kobieta….
„Wykończysz mnie kobieto”, „Chyba Ty mnie…” tyle było z naszej rozmowy. Dwa dni po rozmowie na schodach miałem termin psychoterapii. Wspólnie uzgodniliśmy, że jest to dobry moment na psychiatrę. Szukałem najszybciej dostępnego specjalisty, wizyta online na drugi dzień. Po 10 minutowym wywiadzie, dostałem Setaloft na rok. Jak długo miałem brać „cukierki”? Sam Pan będzie wiedział kiedy zejść z tych leków, jak będzie coś nie tak, proszę dzwonić. Drugi „specjalista”, który mi się trafił. Psychologowi podziękowałem za współpracę po drugiej wizycie. Kilka dni później, wieczorem dostałem sms’a: „Przepraszam Cię za swoje zachowanie, przepraszam za zachowanie w pracy, zwyczajnie jest mi głupio”. Minęły ze dwa tygodnie, sobota godzina około północy, Dzwoni bananowa księżniczka.
BK: Śpisz?
Ja: Już nie, znowu mnie obudziłaś…
BK: Lubię Cię budzić ;).
Ja: o co chodzi?
BK: Czy mógłbyś mi przypomnieć naszą rozmowę na tych nieszczęsnych schodach?
Ja: Nie mam takiej potrzeby, mogę Ci jedynie potwierdzić to, co pamiętasz…
BK: Przypomnij mi proszę tą część o Twoich uczuciach.
Ja: Powiedziałem Ci, to samo co Ty mi.
BK: Domyślam się co Ci powiedziałam. Ale przecież ja mam dziecko i męża ?????
Ja: Mówiłem Ci, że nic od Ciebie nie chcę.
BK: To dlaczego zioniesz nienawiścią do mnie!
Ja: Masz silny wpływ na moją osobę, zachowuję się tak samo jak Ty wobec mnie.
BK: Wiesz, że zagrałam Va Banque? – nie zareagowałem na to. Tak średnio Va Banque, skoro tylko po % wraca ten temat. Zresztą spierdoliłem to koncertowo jak zawsze. A może tak miało być? W sumie na co miałem liczyć, że momentalnie rozstanie z mężem, rzuci mi się w ramiona i wypierdoli całe swoje życie do góry nogami? Jest chujowo, ale stabilnie. Ale po co to wszystko? W sumie po cichu liczyłem, że jebnie to wszystko. Z drugiej strony to wszystko wyszło od niej. Ja nic nie inicjowałem, ale z drugiej strony na wszystko się zgadzałem. Dalej było jakieś pierdolenie, dlaczego jej życzeń na święta nie złożyłem, a jej koleżankę nawet przytuliłem… Odpisałem: „Wesołych świąt, przytulę jak wrócimy do pracy”. Tylko jak wróciliśmy do pracy to się chuja wydarzyło, nie było tematu. Znowu kurwa, jak Ty to robisz babo? Pierdolę to, wysiadam z tego pociągu, to droga donikąd. Dwa dni później ogarniałem jej laptopa do pracy zdalnej. Zagadała: „Widziałam Cię wczoraj jak wracałeś z siłowni”. Odparłem oschle i zimno: „No i?”.
BK: Mam się w ogóle nie odzywać?
Ja: Jesteś zablokowana wszędzie: na facebooku, nie dodzwonisz się z numeru prywatnego, ani służbowego. Zostawiłem Ci telefon stacjonarny do spraw służbowych. Wystarczająco się pobawiłaś moją osobą i moimi emocjami – starała się coś wydukać z siebie, ale szybko odpuściła. Jebłem drzwiami i opuściłem jej biuro. Szczerze? Nie przyniosło mi to żadnej ulgi, nawet na chwilę. Nie potrafiłem utrzymać negatywnej myśli o niej dłużej niż dwa dni. A czerwonych flag było od chuja.
Share this content: